Wraz z nastaniem cieplejszych dni w parkach, lasach, na skwerach i wszędzie tam, gdzie można chodzić bezpiecznie, w większym niż dotychczas natężeniu zetkniemy się z wielbicielami nordic walking. Są wśród nich dzieci, są i seniorzy; ci tryskający zdrowiem oraz tacy, dla których kijki wydają się być podporą niezbędną do utrzymania równowagi. Trudno się temu dziwić, bowiem ta forma aktywności jest odpowiednia i bezpieczna dla każdego, można z niej korzystać bez względu na porę roku i lokalizację. Co więcej, szybko zaczyna sprawiać tyle przyjemności, że staje się nadzwyczaj zdrowym uzależnieniem.
Co zyskujemy trenując nordic walking?
Marsz ze specjalnymi kijami – w porównaniu z większością dyscyplin sportowych – ma bardzo krótką historię, bowiem jego powstanie datuje się na lata dwudzieste XX wieku, ale popularność zdobył dopiero pod koniec lat 90. minionego stulecia i z Finlandii szybko rozprzestrzenił się na cały świat.
Chodzenie jest czymś tak naturalnym dla człowieka, że dla wielu z nas nordic walking staje się alternatywą np. dla ćwiczeń siłowych, czy innej aktywności, zalecanej choćby przez lekarzy. Podczas marszu do pracy pobudzonych jest około 90% mięśni. Odpychanie się kijkami stymuluje układ mięśniowy w inny sposób niż podczas zwykłego chodzenia; odciążone są też stawy i kręgosłup, a dodatkowo szybciej spalana jest tkanka tłuszczowa. Naukowcy twierdzą, że właściwie przeprowadzony trening w znacznym stopniu wpływa na poprawę układu sercowo-naczyniowego, koryguje postawę oraz zwiększa wydajność płuc. Słowem – same korzyści!
Dla kogo?
Dla każdego: bez względu na wiek, płeć, stan zdrowia, miejsce zamieszkania. Zamiar uprawiania nordic walking można oczywiście skonsultować z lekarzem (dotyczy to zwłaszcza osób z poważnymi schorzeniami), sama aktywność nie stawia jednak niemal żadnych ograniczeń. Niemal, bowiem jedynym jest nieruchomość stawów – ze skręconą w kostce nogą ani zwichniętym barkiem nie zawędrujemy daleko, ale marsz z kijkami będzie już wspaniałą formą rehabilitacji po ustąpieniu kontuzji. I mimo, że ten sport nie jest skomplikowany, warto przynajmniej jeden trening przeprowadzić pod okiem kogoś doświadczonego, kto pomoże dobrać właściwy sprzęt i dokładnie wyjaśni podstawy ruchu.
Diabeł tkwi w szczegółach…
Wydawać by się mogło, że wystarczą po prostu dwa kijki i buty, które nie obetrą stóp w czasie wędrówki. Nic bardziej mylnego! Buty muszą być nie tylko wygodne, ale odpowiednio elastyczne, by dopasować się tak do nierówności podłoża, jak i zakresu wykonywanych przez stopy ruchów. Kijki zaś nie powinny być kijami trekkingowymi, ale odpowiedniej długości skonstruowanymi specjalnie do uprawiania nordic walking; tylko wtedy osiągniemy maksimum korzyści z treningu. Chcąc dobrać odpowiednią wysokość kijów, wystarczy ustawić je pionowo i chwycić za rączkę – ręka powinna być zgięta w łokciu pod kątem około 90 stopni.
Zbyt długie lub za krótkie kije uniemożliwiają właściwy chód: nie pozwalają odepchnąć się z odpowiednią siłą ani wykonać zalecanego zakresu ruchów.
Kolejnym błędem często popełnianym przez ćwiczących jest marsz jednostronny, tymczasem powinien on być naprzemienny: jeśli prawa stopa dotyka podłoża, to kij (wbity mniej więcej w połowie odległości między stopami) odpychamy lewą dłonią – i na odwrót.
Ponieważ marsz nordic walking jest jedynie specyficzną, rozszerzoną formą zwykłego poruszania się, nie należy non stop trzymać kijków w dłoniach, ale puścić je, gdy ręka znajduje się w okolicy bioder, aby wykonać pogłębiony wymach ramion do tyłu.
Ruch na świeżym powietrzu niesie nieocenione korzyści nie tylko dla ciała, ale i umysłu. Kontakt z naturą rozładowuje napięcie, niweluje negatywne emocje, a trening w plenerze sprzyja także nawiązywaniu kontaktów, nie można więc zaprzeczyć, że nordic walking pod każdym względem jest godny polecenia.
MTI